Wydawać by się mogło, że korzenie drzewek świerkowych od zawsze najlepiej rozwijają się w żyznej glebie świątecznych tradycji. Tymczasem zwyczaj ustawiania w domu i przybierania choinek kolorowymi bombkami nie był znany w niektórych rejonach Polski nawet do lat 30. XX wieku.
Formą znaną na ziemiach polskich były wiecznie zielone gałęzie podwieszane pod sufitem domostw. W wigilijny poranek przynoszono świeżo nacięte konary sosnowe, które następnie, w całkowitej ciszy i półmroku, wieszano u stropu. Czynność ta wykonywana była w pełnym skupieniu głównie po to, by nie naruszyć dobroczynnej mocy roślin, będących symbolem urodzaju w nadchodzącym roku.
Iglaki przybierano rajskimi jabłuszkami, orzechami oraz słomą, a każda z ozdób miała swoje znaczenie.
Tak ustrojone gałęzie nazywano, zależnie od regionu, jutką (rzeszowszczyzna), jeglijką (Warmia i Mazury) lub wiechą (lubelski, sandomierski). Najbardziej jednak popularną, a jednocześnie uroczą, nazwą była “podłaźniczka”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz